Wzmacnia odporność, poprawia pamięć, uspokaja i uszczęśliwia

Co takiego? Przyroda. Okazuje się, że kontakt z naturą jest niezbędny do zdrowego i szczęśliwego życia - pisze Gosia Świderek, prezeska Ośrodka Działań Ekologicznych "Źrodła" organizatora Dnia Pustej Klasy.

To, jak bardzo zieleń jest nam potrzebna, pokazał przykład całkowitego lockdownu z zakazem wstępu do parków i lasów włącznie zarządzony w kwietniu tego roku. Ta niezrozumiała dla ludzi i pochopna decyzja wywołała duży sprzeciw społeczeństwa. W tej trudnej sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźliśmy, samotny spacer po lesie, jogging w przestronnym parku czy przejażdżka rowerem po polach dawały wytchnienie, ułatwiały radzenie sobie ze stresem, odrywały myśli od niepokojących doniesień nt. epidemii i jej skutków. Dla mnóstwa osób odebranie na trzy tygodnie możliwości regularnego aplikowania sobie „witaminy N” odbiło się wyraźnie na jakości życia psychicznego, szczególnie dotyczyło to mieszkańców miast. W dobie pandemii koronawirusa otwarta przestrzeń lasów, parków i łąk jest zdecydowanie bezpieczniejsza niż śródmiejskie ulice czy obiekty użyteczności publicznej. Nie dość, że natura niweluje negatywne emocje, to łatwiej tam zachować odpowiedni dystans.

Obecnie ponad połowa światowej populacji mieszka w miastach, według szacunków ONZ w 2030 roku mieszczuchem będzie już 60% ludzi. Choć życie w miastach ma wiele plusów, coraz więcej osób decyduje się na wyprowadzkę na przedmieścia, gdzie kontakt z naturą jest trochę łatwiejszy niż w centrach miasta. Choć rozlewanie się miast jest z wielu powodów bardzo niekorzystnym procesem, to nietrudno zrozumieć podążanie ludzi za potrzebą kontaktu z naturą, za spokojem i względną ciszą. Życie w mieście nie jest zdrowe. Przebywanie w środowisku miejskim, w otoczeniu nieustannego hałasu, wizualnego chaosu, tłumem spotykanych co dzień nieznajomych, bardzo negatywnie wpływa na funkcjonowanie mózgu zarówno dorosłych, jak i dzieci, upośledza procesy myślowe, zapamiętywanie, koncentrację, samokontrolę. Przeprowadzone dziesięć lat temu badanie Marca Bermana, psychologa z University of Michigan wykazały, że nawet krótki spacer po ulicach miasta ma wpływ na pracę mózgu. Ogromna ilość nieustannie bombardujących nas w mieście bodźców, powoduje, że nasz mózg nieustannie jest w stanie najwyższego pobudzenia. Konieczność ciągłego przekierowywania naszej uwagi ze zbędnych, rozpraszaczy, takich jak wyświetlana w tramwaju reklama, rozmowy współpasażerów, syrena przyjeżdzającej karetki, banery wywieszone na budynkach, migotliwe neony, mijający nas piesi, rowerzyści, ludzie na hulajnogach, muzyka dobiegające z samochodów albo mijanych sklepów i kawiarni, powodują, że po jakimś czasie nasz umysł nie funkcjonuje zdecydowanie gorzej. Winowajcą są jednak nie tylko miejski zgiełk, ale przede wszystkim brak natury. Przyroda, nawet w małej ilości, leczy. A to daje nadzieję, że nie wszystko stracone. Możemy korzystać z uroków miasta a jednocześnie zachować zdrowie psychiczne :-)

Wiele badań z całego świata udowadnia, że kluczem do tego jest kontakt z naturą. Nawet widok z okna na drzewo czy skwer jest korzystny dla naszego samopoczucia. Z jednej strony potrzebujemy więc więcej zieleni w mieście: zadrzewień przyulicznych, zielonych ścian, skwerów z krzewami i kwiatami, parków kieszonkowych, zadrzewionych śródmiejskich placów, zieleni w podwórkach kamienic, na balkonach i parapetach.
Z drugiej potrzeba naszej uwagi by o tę naturę nie tylko dbać, ale i jej szukać w swoim otoczeniu. Nawet jeśli nie jesteś typem przyrodnika/przyrodniczki, miłośnika/miłośniczki natury, potraktuj kontakt z przyrodą jako lekarstwo i profilaktykę, Spotykaj się ze znajomymi na grę w planszówki czy badmintona albo na kawę w parku, wybierz drogę przez zadrzewione tereny w trakcie powrotu do domu ze szkoły lub pracy zamiast wracać hałaśliwymi i zatłoczonymi ulicami.
Samo spojrzenie na zieleń może prowadzić do wyższych wyników w testach uwagi i pamięci, obniża stres i uspokaja (udowodniono, że w rodzinach, w których okna mieszkania wychodzą na tereny zielone jest mniej agresji i przemocy). W chwilach wyczerpania i przy trudnościach z koncentracją, zamiast szukać sposobów na poprawę sprawności mózgu takich jak kawa czy napoje energetyczne, lepiej wyjść na krótki spacer do parku lub lasu (pomoże zarówno zieleń, jak i ruch).

O dobroczynnych skutkach przebywania w naturze świadczą badania z różnych stron świata. Brytyjskie badania których wyniki opublikowano w 2014 pokazują, że grupowe spacery po terenach zielonych znacząco redukują stres u osób, po traumatycznych przeżyciach takich jak rozwód czy śmierć bliskiej osoby. Inne badanie wykazało, że bieganie na świeżym powietrzu sprawia, że ludzie są o połowę szczęśliwsi niż ci, którzy ćwiczą na siłowni.
Amerykańskie badania sprzed 10 lat wykazały, że ludzie korzystający z dobrodziejstw natury są znacznie bardziej pełni życia i energii niż ci, który unikają zieleni. Richard Ryan, profesor psychologii i psychiatrii z University of Rochester mówi, że „natura jest paliwem dla duszy”. Naukowiec zauważył, że przebywanie na łonie natury przez zaledwie 20 minut dziennie wystarczyło, aby znacznie zwiększyć poziom witalności wśród badanych osób.
Seria japońskich badań pokazuje, że za dobroczynny wpływ natury na ludzki organizm ma nie tylko redukcja stresu i ruch, ale także fitoncydom - związkom organicznym wytwarzanym przez rośliny, które wdychamy przebywając w naturze. Związki te mają właściwości bakteriostatyczne i bakteriobójcze, hamują także rozwój grzybów i pierwotniaków.
W Japonii, kolebce „kąpieli leśnych” od kilkunastu lat prowadzony jest rządowy program, którego celem jest zachęcenie Japończyków do spędzania czasu w lesie. Ponieważ przebywanie na świeżym powietrzu, wśród zieleni obniża ciśnienie, poziom kortyzolu, zwiększa liczbę białych krwinek i pobudzają układ odpornościowy, niweluje problemy z bezsennością, dodaje energii, nic więc dziwnego, że spacery po lesie promowane są jako tania i skuteczna profilaktyka dla osób w każdym wieku.
Niestety, gdy zrobimy rachunek sumienia, wielu z nas z przykrością uświadamia sobie, że nie tylko rzadko bywa w lesie czy parku, ale w ogóle niewiele czasu w ciągu dnia przebywa na świeżym powietrzu (tak, wiemy że w polskich miastach powietrze przez dużą część roku trudno nazwać świeżym :-( ). Jeśli nie masz psa, którego trzeba wyprowadzić przynajmniej 3 razy dziennie i jeszcze go wybiegać, to szansa na regularne spacery dramatycznie spada. Do spacerów skutecznie też motywują małe dzieci. Wiadomo, maluchy trzeba wietrzyć, a z przedszkolakami trudno wysiedzieć w domu. Wszystko zmienia się, gdy dzieci pójdą do szkoły, rodzice dzień spędzają w pracy, a dodatkowo jeszcze czas zajmują dojazdy, zajęcia dodatkowe, zakupy, przygotowywanie obiady i obowiązki domowe z pracami domowymi dzieciaków włącznie. Okazuje się wtedy, że jedyny czas spędzony poza budynkami to ten spędzony w drodze do szkoły lub pracy, na zakupy lub na dodatkowy angielski czy trening.

Brytyjscy naukowcy w 2014 roku donieśli, że 3/4 dzieci na Wyspach spędza na dworze mniej czasu niż więźniowie. Ankieta przeprowadzona wśród dwóch tysięcy rodziców dzieci w wieku od 5 do 10 lat, wykazała, że 74% dzieci spędza na zabawie poza domem mniej niż 60 minut, a jedna piąta dzieci zwykle w ogóle nie bawi się na zewnątrz. Badanie wykazało także, że dzieci spędzały dwa razy więcej czasu przed ekranami niż na powietrzu. W lutym 2014 roku opublikowano w Wielkiej Brytanii rządowy raport, w którym stwierdzono, że więcej niż jedno na dziewięcioro dzieci odwiedziło parku, lasu, plaży ani żadnego innego terenu naturalnego przez co najmniej rok.
„Rodzice widzą wartość zabawy na świeżym powietrzu, a mimo to dzieci nie wychodzą. Czas na zewnątrz się kurczy. To gigantyczny paradoks” mówi Mark Sears z The Wild Network, organizacji, która inspiruje do spędzania przez dzieci czasu na swobodnej, spontanicznej zabawie na zewnątrz.
Główne bariery, które powodują, że rodzice niechętnie pozwalają/umożliwiają dzieciom spędzanie czasu na zewnątrz jest strach (przed nieznanymi, przed ruchem ulicznym, zwierzętami, niebezpiecznymi przedmiotami, którymi mogą bawić się dzieci), brak czasu, dodatkowym problemem jest brak przyjaznych i bezpiecznych przestrzeni w okolicy miejsca zamieszkania, w których dzieci mogłyby się bawić z przyjaciółmi. Dodatkowo wszystko komplikują nowe technologie, które skutecznie odciągają uwagę dzieci od analogowych zabaw i spędzania czasu z kolegami w realu na podwórku.
Co w tej sytuacji może zrobić szkoła lub przedszkole poza edukowaniem rodziców? Zapewnić dzieciom jak najwięcej czasu w naturze. W polskich przedszkolach, pomimo rządowych wytycznych dzieci wciąż nie wychodzą na dwór tak dużo jak powinny. Coraz popularniejsze także w Polsce leśne przedszkola pokazują, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Również w szkołach dzieci na zajęciach świetlicowych zamiast siedzieć w przepełnionych świetlicach mogłyby spędzać całe popołudnia na zewnątrz. Czy to wystarczy? Z pewnością da się zrobić wiele więcej. I co ważne, warto!
Zajęcia lekcyjne prowadzone w terenie przynoszą wiele korzyści, zarówno zdrowotnych, jak i edukacyjnych. Szkockie badanie realizowane wśród dzieci w wieku 9-11 lat pokazały, że aktywność fizyczna dzieci podczas zwykłego dnia nauki w szkole, obejmująca WF była 2,2 razy mniejsza niż podczas zajęć w leśnej szkole.
Norweskie badanie z 2017 roku wykazało, że im rzadziej dzieci przedszkolne wychodziły na dwór, tym częściej obserwowano wśród nich nadpobudliwość i kłopoty z uwagą. Trzyletnie brytyjskie badanie obejmujące uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi z rodzin defaworyzowanych, wykazało, że dzieci, które przez 3 lata uczestniczyła w cotygodniowych zajęciach w szkole leśnej miała nie tylko lepszą frekwencję niż dzieci z grupy kontrolnej, ale także osiągnęły znacznie lepsze wyniki w nauce czytania, pisania, poprawiły się także ich umiejętności matematyczne (badanie dotyczyło dzieci w wieku 5-7 lat na początku projektu, gdy kończyło miały 7-10 lat).

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że przebywanie w otoczeniu zieleni nie tylko poprawia koncentrację, zdolności poznawcze, obniża stres, który skutecznie blokuje przyswajanie wiedzy, a także poprawia kreatywność i zaangażowanie uczniów oraz jest dla nic po prostu zdrowsze niż siedzenie wiele godzin w ławkach (zapobiega otyłości, poprawia koordynację ruchową, wzmacnia kręgosłup, chroni wzrok i poprawia odporność), nie pozostaje nic innego jak organizować Dzień Pustej Klasy przynajmniej raz w tygodniu. Choć z początku może wydawać się, że nauka poza salą lekcyjną może być zbyt trudna, to ilość argumentów, które za nią przemawiają nie pozostawia wątpliwości, że wyjście z klasy powinno być priorytetem i może wspierać nauczycieli w realizacji programu nauczania z korzyścią dla uczniów.

fot. Marcus Spiske, Unsplash

wędrówka po pniu