Czy nogi owadów nadają się do nauki tabliczki mnożenia?*



Szymon Bujalski: Czy z tradycyjnymi klasami jest coś nie tak, skoro trzeba z nich wychodzić?

Wiesława Mitulska: Trzeba z nich wychodzić, bo nikt nie chciałby być uwięziony w jednym pomieszczeniu przez cały dzień. Tym bardziej dziecko, które ma dużą potrzebę ruchu. Poza tym warto przyglądać się temu, co nas otacza i skorzystać z możliwości, jakie daje wyjście na zewnątrz. Uważam, że edukacja powinna mieć miejsce nie tylko z książką, przy stoliku i na krześle, ale także w środowisku - tak społecznym, jak i naturalnym. Bo tylko wtedy możemy umożliwić wszystkim dzieciom taki rozwój, jakiego potrzebują.

Czyli jaki?

Czyli zgodny z ich potrzebami. Jako nauczycielka muszę brać pod uwagę, że gdy dostaję dziecko pod opiekę w I klasie, to każde z nich jest na różnym etapie rozwoju. Czasami różnice te sięgają kilku lat. Moją rolą nie jest dopasowywać je do uśrednionego wzorca, tylko każdemu dawać właśnie to, czego potrzebuje, zorganizować odpowiednie środowisko. Przez to daję też szansę, że przynajmniej przez te trzy lata dziecko będzie pracowało w swoim rytmie, na swój własny sposób.

Jak organizuje się to odpowiednie środowisko?

Przede wszystkim obserwuję dzieci w trakcie działania. Uważam się za nauczycielkę konstruktywistkę, a konstruktywizm zakłada, że nie można nikogo na siłę nauczyć, można jedynie stworzyć środowisko pozwalające na rozwój. Muszę więc przyglądać się, wyciągać wnioski, dawać odpowiednio dostosowane wyzwania i zadania. Odkrywanie, badanie, bycie aktywnym – to leży już po stronie dziecka.

Dzieci lgną do takiej nauki?

Uwielbiają ją. Zawsze na początku pierwszej klasy mówię uczniom, że postaram się, aby każdy dzień był dla nich przygodą. I staram się, aby tak było. Pracuję przy tym metodą projektów. Najpierw realizujemy malutkie, jednodniowe, a w II i III klasie takie, które trwają już przez wiele dni. Dzięki temu każdy ma szansę wyjąć z projektu maksymalnie dużo: dziecko, które ma problemy z nauką, wyjmie trochę mniej, ale inne potrafią wzbić się czasami na wyżyny. Takie podejście nie oznacza jednak, że nie uczę podstawy programowej. Uczę, ale można powiedzieć, że przy okazji.

Trudno połączyć jedno z drugim?

Myślę, że nie. Nigdy nie miałam problemu, żeby zrealizować podstawę. Jednocześnie jako nauczycielka pracuję już 37 lat, więc miałam okazję przekonać się, że realizowanie jej w klasach I-III nie wymaga tego, by dzieci pracowały z podręcznikiem. Więcej korzyści osiągnie się raczej wtedy, jeśli zadania są rozwijające, a dzieci mogą badać, eksperymentować, doświadczać. Podstawa to podstawa, a nie sufit.

Często słyszę, że dzieci to dobry nośnik do dorosłych, że nikt tak nie zachęci do zmiany czy działania jak fakt, że samo dziecko się angażuje i że dana sprawa jest dla niego ważna.

Mam dokładnie takie same doświadczenia. Z poprzednią klasą zrobiliśmy projekt Agenci Dobrej Zmiany. Dzieci zrobiły badania wśród członków rodziny, dowiadując się, ile zużywają woreczków foliowych, czy zabierają jednorazowe siatki ze sklepu itp. Wyniki były różne. Dzieci wymyśliły więc kampanię informacyjną, zrobiliśmy aminowany film na temat walki z plastikiem, a foliowe reklamówki przerobiliśmy na zabawki, np. piłeczki do rzucania i pompony do tańca. Materiałowe torby, które otrzymaliśmy od partnerów, zabrały zaś do domu. Później rodzice opowiadali, że dzieci bardzo pilnują tego, by iść na zakupy właśnie z tą siatką materiałową.

Skoro edukacja w terenie jest tak super, to czemu jest jej w Polsce tak mało?

Myślę, że często nauczyciele mają do wypełnienia tyle punktów na liście zadań, że na nic innego nie mają po prostu już czasu. Od wielu lat pracuję bez podręczników i ćwiczeń. Przywiązanie do nich było dla mnie tym, co sprawiało, że nie mam czas na inne rzeczy, na życie z dziećmi. Gdy zostawiłam podręczniki, poczułam wolność. Dzięki temu mam możliwość, żeby korzystać z okazji edukacyjnych, które przynosi życie. Swego czasu jedno z dzieci przyniosło do klasy gąsienicę. Zrobiliśmy więc lekcję o owadach, a z gąsienicę udało nam się wyhodować motyla. I to nie byle jakiego, bo pazia królowej.

Wiesława Mitulska - nauczycielka klas I–III, specjalistka edukacji wczesnoszkolnej oraz terapii pedagogicznej, ekspertka daltońska Fundacji Plan Daltoński. Współpracuje z Centrum Edukacji Obywatelskiej. Od lat prowadzi lekcje bez podręczników.

* A czy nogi owadów nadają się do nauki tabliczki mnożenia? Odpowiedź znajdziecie na stronie https://www.facebook.com/wiesia.mitulska, warto obserwować.